Fatalny w skutkach upadek Darcy’ego Warda spowodował, że na nowo rozgorzała dyskusja na temat bezpieczeństwa na torach żużlowych.
Przede wszystkim należy zadbać o wyposażenie zawodników. Jeśli zarządzający światowym żużlem mogli narzucić korzystanie z nieprzelotowych tłumików, to tym bardziej powinni w trosce o bezpieczeństwo zapisać w regulaminie obowiązek jazdy w specjalnym ochraniaczu na odcinek szyjny kręgosłupa. Obecnie nosi go niewielu żużlowców, np. bracia Pawliccy, Bartosz Zmarzlik, Paweł Przedpełski czy Michael Jepsen Jensen i jest to ich dobrowolny wybór.
Natomiast pozostali narzekają na brak swobody. Powinni jednak wiedzieć, że najlepsze ochraniacze można dopasować do każdego indywidualnie i prędzej czy później dyskomfort podczas jazdy zniknie. Wszystkich, którzy mają wątpliwości co do przydatności tzw. neck brace odsyłam do tego adresu https://www.youtube.com/watch?v=XO6PNMbsRKg. Na filmie dokładnie pokazano reakcję kręgów szyjnych z ochraniaczem i bez.
Innym ciekawym rozwiązaniem jest poduszka powietrzna zamontowana pod kevlarem. Wynalazek jako pierwszy w żużlu zastosował Jason Bunyan podczas Grand Prix Nowej Zelandii w 2012 roku. Później działanie takiej poduszki sprawdzał jeszcze Chris Harris, ale inni żużlowcy całkowicie zignorowali rzecz, która w przyszłości może ratować ich zdrowie, a nawet życie. Wszystko oczywiście należy najpierw przetestować, ale jeśli ochraniacze i/lub poduszka powietrzna są w stanie zapobiegać takim nieszczęściom, jakie spotkało Darcy’ego Warda, to FIM nie powinno się zastanawiać i już od następnego sezonu nakazać żużlowcom korzystanie z tych zabezpieczeń.
Nie obawiam się również głosów sprzeciwu wśród żużlowców. Nawet jeśli one będą, to jestem przekonany, że sytuacja potoczy się tak, jak w przypadku wprowadzenia zatkanych tłumików: może i ktoś będzie protestował lub po prostu „kręcił nosem”, ale koniec końców wszyscy wyjadą na tor ubrani tak, jak mówi regulamin. Zatem z tego miejsca apeluję do wiceprezydenta FIM – Andrzeja Witkowskiego, by zajął się tą sprawą, bo wypadków w żużlu nigdy nie unikniemy, ale ich skutki powinno się jak najbardziej minimalizować.
Osobną kwestią są bandy na prostych. Były tam kiedyś dmuchawce, ale jak wiemy źle się to skończyło dla kilku żużlowców, którzy o nie zahaczyli jadąc bardzo szeroko. Jednak tak twarde i sztywne konstrukcje, jak ta w Zielonej Górze znacząco obniżają szanse tego, który z impetem w nie uderzy. Na pewno jakimś pomysłem jest zastosowanie band z bardziej elastycznego materiału, który amortyzowałby siłę uderzenia – tak jak to jest w przypadku lodowisk hokejowych. Być może jeszcze lepszą koncepcją będzie stworzenie cienkiego materiału, który nie zrobi nikomu krzywdy, tylko w momencie uderzenia rozpadnie się, a zawodnik wyląduje w zamontowanych zaraz za płotem dmuchawcach.
Alan Wójtowicz