Muszę przyznać, że menadżer Piotr Baron ma wybitny talent. Opiekun Sparty Wrocław przez całą rundę zasadniczą przygotowywał tor nie do walki i chyba wszyscy oprócz sympatyków klubu ze stolicy Dolnego Śląska ucieszyli się, kiedy Wrocławianie w fazie Play-off zostali zmuszeni do jazdy w Częstochowie. Wszak tamtejszy owal słynie z tego, że jest jednym z najlepszych na świecie do ścigania. Jednak Panu Baronowi udało się „zabić” widowisko nawet na Arenie Częstochowa.
Nikt z nas – kibiców nie lubi oglądać jazdy gęsiego po tylko jednej słusznej ścieżce, ale jeśli miałbym usprawiedliwić jakiegoś trenera za przygotowanie tego typu nawierzchni, to tylko takiego, którego drużyna składa się z bardzo przeciętnych żużlowców. Wówczas można chociaż postarać się zrozumieć chęć ułatwienia zadania swoim zawodnikom. Niestety Piotr Baron nie spełnia tego kryterium. Mając w swojej drużynie Taia Woffindena, Macieja Janowskiego, Michaela Jepsena Jensena i Maksyma Drabika nie można bać się robić toru atrakcyjnego dla kibiców. Przecież ta czwórka już nie raz w tym sezonie pokazała, że potrafi wyprzedzać – szkoda tylko, iż rzadko zdarzało się to na domowym torze Spartan. Śmiem twierdzić, że wyniki Wrocławian nie różniłyby się bardzo od tych osiąganych na tym jednym pasie przy krawężniku. Za to pewny jestem, że bylibyśmy świadkami ciekawszych spotkań na stadionie Olimpijskim.
Co ciekawe menadżer WTS-u nie zdecydował się na takie szaleństwo nawet w obliczu jazdy na obcym obiekcie. Przejmując tor Włókniarza na Play-offy, zmienił jego specyfikę na jednościeżkową i na „dzień dobry” w meczu przeciwko Unii Tarnów zamiast żużlowej uczty, godnej fazy półfinałowej, zaserwował nam danie pt. flaki z olejem. I to wszystko w imię tych 18. punktów przewagi przed rewanżem? Tym sposobem zabite zostały dwa widowiska za jednym razem, ponieważ z „Jaskółek” kompletnie zeszło powietrze i spotkanie rewanżowe stało się formalnością. Jednak zastanawiam się, czy taki jest cel sportowej rywalizacji, żeby całkowicie zniechęcić nie tylko komentatorów i kibiców, ale także swoich przeciwników?
Na koniec chciałbym zaapelować do tych, którzy twierdzą, że tor przygotowany przez Pana Barona jest bezpieczny. Jak może być bezpieczna nawierzchnia, na której do celu – przy prędkościach ponad 100 km/h – prowadzi tylko jedna ścieżka i to ta przy kredzie? Przecież to logiczne, że wszyscy się tam pchają i o tragedię nietrudno. Jeśli ktoś w tym momencie puka się w czoło, to odsyłam do nagrania karambolu z tego sezonu z udziałem Piotra Pawlickiego, Emila Sajfutdinowa oraz Macieja Janowskiego. Tam nikt nie był winny – po prostu każdy chciał jak najszybciej zająć wrocławskie pole position…
Alan Wójtowicz